Recenzja filmu

Barry Lyndon (1975)
Stanley Kubrick
Ryan O'Neal
Marisa Berenson

"Były dobre i złe, piękne i brzydkie, bogate i biedne. Teraz są równe"

W roku 1844 ukazała się powieść łotrzykowska pióra Williama Makepeace'a Thackeraya "The Luck of Barry Lyndon", później wznowiona pod tytułem "The Memoirs of Barry Lyndon, Esq.". Powieść ta była
W roku 1844 ukazała się powieść łotrzykowska pióra Williama Makepeace'a Thackeraya "The Luck of Barry Lyndon", później wznowiona pod tytułem "The Memoirs of Barry Lyndon, Esq.". Powieść ta była przedstawiona z perspektywy Irlandczyka - Redmonda Barry'ego, wywodzącego się z niegdyś szanowanego i zamożnego rodu Barrych z Barryoughe, którzy to majątek swój stracili - jak stwierdził Barry - przez wojnę, zdradę, upływ czasu, ekstrawagancję przodków i przywarcie do starej wiary i monarchii. Pęd Redmonda ku arystokracji był prawdopodobnie spowodowany po części jego oportunistycznym charakterem, a po części chęcią przywrócenia rodzinie choćby odrobiny dawnej świetności. Thackeray próbował przedstawić w swojej książce irlandzki punkt widzenia na waśnie irlandzko-angielskie, i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że był Anglikiem.

Dzieło Kubricka garściami czerpie z powieści Thackeraya, i nie chodzi tutaj o sam wątek fabularny, narrację i dialogi, ale również o przedstawienie czasów w których przyszło żyć Barry'emu i ukazanie obyczajów i etykiety, które szły razem z nimi w parze. W dużej mierze film ten jest genialny właśnie pod względem uchwycenia ducha epoki w której się rozgrywa, a więc drugiej połowy XVIII wieku. Ducha epoki sportretowanego za pomocą arystokracji, gdyż to raczej na niej film się koncentruje i ją przedstawia. Kubrick podobnie jak Thackeray uwypukla jej wady, ale jednocześnie tworzy sentymentalny portret hierarchii społecznej, która wraz z nadejściem Rewolucji Przemysłowej zaczęła przeżywać swój kryzys, a społeczeństwo zaczęło się demokratyzować. Do lamusa zaczęły odchodzić obyczaje i etykieta, kultura języka i wysokość urodzenia. Arystokratyczna Europa Kubricka w "Barrym Lyndonie" żyje swoim własnym życiem i jest perfekcyjnie przedstawiona, począwszy od zielonej Irlandii, poprzez Anglię, sielską wieś w Prusach, pola bitwy, forty, aż po dwory i pałace ukazujące przepych i bogactwo swoich fundatorów. Kostiumy i ekwipunek zostały również znakomicie odwzorowane. Kubrickowskie długie ujęcia, czy to krajobrazów, czy wnętrz, wyraźnie noszą znamiona inspiracji malarstwem Thomasa Gainsborougha, natomiast niektóre ujęcia postaci - malarstwem Williama Hogartha. Świetnym zabiegiem inspirowanym Hogarthem jest pojawianie się w różnych momentach filmu postaci arystokratów drzemiących (lub śpiących) w fotelach, w różnych częściach dworów i pałaców. Część z nich prawdopodobnie jest pijana lub zmęczona, a część być może znudzona arystokratycznym życiem (albo jedno i drugie). Subtelna, delikatna satyra na wyższe sfery utrzymuje się przez większość czasu trwania projekcji, czym Kubrick podtrzymał zamysł Thackeraya, który to dopiero w innych swoich dziełach dał porządnie popalić arystokracji - w "Księdze snobów" ("The Book of Snobs") i "Targowisku próżności" ("Vanity Fair") - oba wydane w roku 1848.

W filmie nie ma co liczyć na częste fajerwerki i widowiskowe sceny batalistyczne. Nawet jeśli się pojawiają, trwają krótko i niewiele znaczą w opowiadanej historii. Stanowią tylko tło w karierze Barry'ego i jego drodze do wyższych sfer. Dzieło Kubricka jest popisem gry aktorskiej, w szczególności Ryan ONeillRyana O'Neal'a, Marisy Berenson i Leona Vitali, jednak na brawa zasługują też choćby odtwórcy ról Kawalera de Balibari, Kapitana Potzdorfa, Kapitana Johna Quinna czy Marie Kean w roli matki Barry'ego.

"Barry LyndonKubricka jest doskonałym przykładem na to jak różne rodzaje sztuki rozmawiają ze sobą i się przenikają. Kubrick zmodernizował dzieło Thackeraya swoją wizją i obrazem, dodając do niego również inspiracje z malarstwa, jak i świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową, na której znalazły się kompozycje takich wykonawców jak Georg Friedrich Händel, Franz Schubert czy Johann Sebastian Bach, ale też utwory z innej epoki, jak choćby irlandzkiego zespołu folkowego The Chieftains.

Minusy? Można narzekać na fabułę, która może wydawać się nieco banalna. Należy jednak pamiętać, że jest to film na podstawie powieści łotrzykowskiej, więc główny wątek nie mógł ulec dużym zmianom. Film fascynuje aktorstwem, kostiumami, zdjęciami, muzyką, targa emocjami, potrafi wywołać płacz lub śmiech. Wisienka na torcie w dorobku Stanleya Kubricka.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Barry Lyndon", dostojnie powolna i panoramiczna adaptacja pierwszej powieści Williama Makepeace'a... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones