"Opowieść podręcznej" Margaret Atwood to już klasyka literatury, powieści nie tyle o systemach totalitarnych, ale głęboko feministycznej, pokazującej w przerażający sposób, do czego mogłaby (lub była, lub jest..) sprowadzona rola kobiety w społeczeństwie. Natomiast ekranizacja w wykonaniu Schlöndorffa (dobrego reżysera skądinąd) to film słaby, nie tylko jako zła ekranizacja, ale też ogólnie. Owszem - kilka scen, zwłaszcza sam początek, wbiły mnie wraz z fortelem w ziemię - no bo jednak pewne rzeczy straszniej wyglądają na ekranie, niż czytane. Ale potem robiło się coraz nudniej i nudniej... Książka jest 10 razy lepsza, w żadnym wypadku nie oglądajcie tego, jeśli jej nie znacie.