Niedawno pierwszy raz obejrzałem ten film. Ogólnie to nie wiem czym tak ludzie się w nim zachwycają. Ciągłe 'dupczenie' nudne się już robiło. W ostatniej scenie na myśl przyszło mi 'no nie znowu to samo'. Niby historia ciekawa, ale czułem, że na siłę wydłużana. Sharon Stone zbyt wyegzaltowana w tym filmie. Douglas pomiata Tripplehorn, a ona dalej mu pomaga, nie widząc czemu. Z miłości? Litości, jaka to miłość niby. Myślę, że ludzie się tym jarają bo dużo scen seksu było.
Jeszcze postać Roxy była niemal pominięta w śledztwie. Jej wątek jak i tej baby morderczyni rodziny był na boku, taki zapychacz.
prawdziwa miłosć właśnie tak wyglada, troska, pozadanie, złość, wchodzenie oknem gdy wywalaja cie drzwiami , to co pokazują w komediach romantycznych to fikcja. Tu nie chodzi o sex, tylko o ta gre która sharon prowadzi, inteligentna bestia lubiaca sie pieprzyć.
To może od razu napiszmy, że filmy to w ogóle fikcja, bo który film pokazuje akt defekacji? To, jak ciśniesz żeby gówno wyszło ci z dupy? Jak podcierasz dupę z brązowej czekolady?
hehe film to fikcja ale są zachowania lepiej i gozej odwzorowane, są filmy pokazujące bardziej prawdziwie ludzi i ich motywacje a są i cukierkowe przesłodzone. A co do podcierania dupy to są i takie sceny w kinie europejskim, majace właśnie pokazać realizm. Ale ile razy widziałeś na zywo kogos podcierającego dupę, to po prostu nie jest istotna kwestia ani w fabule filmu ani w życiu realnym.