Już dawno nie spotkałem się z taką sytuacją. Polski tłumacz niesamowicie dosłownie przełożył dialogi na język polski. Tutaj nie ma ceregieli, każda kur.wa została wypowiedziana przez co nie zabito klimatu. W filmie jest dużo wulgaryzmów i chyba wszystkie zostały przetłumaczone a następnie przeczytane przez lektora.
Może to zabrzmiało jakbym był miłośnikiem przekleństw i cieszył się z tego jak wypowiada je lektor. Tutaj jednak nie o to chodzi. Zbyt dużo filmów ma złagodzone tłumaczenie przez co u polskich odbiorców tracą swój urok.
Tym razem tłumacze spisali się na medal.
Sam początek wydawał się nieco przesadzony, jeśli chodzi o przełożenie slangu i kolokwializmów, ale później było już tylko lepiej. Na tym polega zadanie tłumacza, by przetłumaczyć wszystko i oddać właściwą atmosferę, a nie autocenzurować się na każdym kroku i udawać, że wulgaryzmy nie istnieją i nie mają znaczenia dla dzieła filmowego, dlatego można je pominąć albo zastąpić eufemizmami, bo jeszcze jakiś pruderyjny (tele)widz z kijem w tyłku się wzdrygnie. Tak czy inaczej jedno z lepszych polskich tłumaczeń filmów z zachowaniem wierności względem oryginału, bez silenia się na głupkowate zamienniki.
Tytułu też nie zj*bali, a pewnie pokusa była, by dać np. "Harry Brown - samotny mściciel' ;)
A Wy wiecie, że to nie tłumacz decyduje o tym, że wulgaryzmy zostają, oraz o tym, jak brzmi tytuł?:)
Dystrybutor filmu w danym kraju decyduje czy film będzie tłumaczony w sposób dosłowny czy ugrzeczniony. To chyba wie każda w miarę ogarnięta osoba lubiąca kino.
Gorzej nawet - dany film jest tłumaczony na dany język wielokrotnie, jakaś wersja idzie do kin, jakaś wersja za kilka lat do tv czy na dvd. Tytuły raczej zostają jako wrośnięte w świadomość odbiorców, tłumaczenia, linia dialogowa się zmienia. Coś ujdzie w kinie, a telewizja raczy już ściąć, bo chcą o 20.00 puścić. To wszystko się dzieje poza wolą tłumacza.